Co może pogrążyć polską gospodarkę i jak temu zapobiec?
Krzysztof Krawczyk
Hasłem „Gospodarka, głupcze” Bill Clinton wygrał amerykańskie wybory w 1992 r. Od tamtego czasu drastycznie zmienił się sposób prowadzenia polityki. Tegoroczne wybory w Polsce zdominowały inne hasła i próżno było tam szukać słów: gospodarka, wydajność czy inwestycje. Szkoda, bo bez poprawy wydajności pracy i zwiększenia poziomu inwestycji naszej gospodarce grozi stagnacja, a wielu polskim przedsiębiorstwom marginalizacja w konkurencji na arenie międzynarodowej.
Przez wiele lat Polska była prymusem, jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek świata. Liczby wyglądały imponująco, między latami 1992–2020 PKB per capita potroił się, Polska osiągnęła status kraju o wysokich dochodach. Niestety, patrząc na większość krajów europejskich, nadal jesteśmy w tyle. Dane Eurostatu wskazują, że polskie PKB per capita za zeszły rok znajduje się poniżej średniej Unii Europejskiej w przedziale do 30 proc. PKB na mieszkańca w standardzie siły nabywczej pozycjonuje Polskę na 9. miejscu od końca.
Gdzie szukać powodów? To m.in. słaby poziom innowacji, słaby poziom zaawansowania technologicznego, rosnące koszty pracy oraz niska wydajność przy stosunkowo niewielkim poziomie umiejętności cyfrowych siły roboczej. Dane Komisji Europejskiej wskazują, że jesteśmy tu poniżej unijnej średniej. Podobnie jest z poziomem inwestycji. Jest on dramatycznie niski. W 2021 r. stopa inwestycji była najniższa od lat 90. i wynosiła mniej niż 17 proc. PKB. Optymista mógłby odeprzeć – „wychodziliśmy wtedy z pandemii, kto myślał o inwestycjach?”. Sęk w tym, że w szczycie prosperity w 2019 r. ten poziom w Polsce też nie był wysoki i wynosił 18,9 proc. PKB.
[…]
Tekst ukazał się 25 października na portalu „Dziennik Gazeta Prawna”