Pracownicy z „pokolenia Z” mają swoje potrzeby

Fakt

Truizmem jest stwierdzenie, że rynek pracy ewoluuje wraz z wchodzeniem i schodzeniem z niego przez kolejne pokolenia. Obecnie na rynku debiutuje tzw. pokolenie Z (definiowane jako ludzie urodzeni od połowy lat 90. do ok. 2010 roku). Są też nazywani „digital natives” – całe ich życie upłynęło w świecie scyfryzowanym – nie pamiętają „ery analogowej”. W przypadku Polski warto też dodać, że „zetki” nie pamiętają także czasów, w których nasz kraj zmagał się z wysokim bezrobociem. Te fakty wpływają na postawę „zetek” na rynku pracy.

Najmłodsi pracownicy często są stereotypowo uznawani za „roszczeniowych” i niechętnych do zaangażowania. Pogląd taki jest jednak krzywdzący dla młodych – ich podejście do rynku pracy ma raczej charakter wyjątkowo…kapitalistyczny. Swoją pracę traktują jako zestaw określonych zadań do wykonania w określonym czasie za określone wynagrodzenie – zatrudnienie to dla nich transakcja, a nie „przysięga wierności”. Jeżeli „zetkom” miejsce pracy się nie podoba, to bez oporów je zmieniają. Oczekują też jasnej komunikacji – np. w kwestii obowiązków i wysokości wynagrodzenia.

Zgodnie z badaniem przeprowadzonym na zlecenie portalu Pracuj.pl starsi pracownicy cenią też zetki za ich umiejętność szybkiej nauki – to naturalny efekt dorastania w świecie cyfrowym. Wysoko oceniana jest także ich ambicja – wbrew stereotypowi o „zetkach”, które wykonują tylko minimum swoich obowiązków.

Obecność „zetek” w miejscu pracy na pewno będzie wiązać się ze zmianami wynikającymi z ich stylu działania. Nie oznacza to jednak katastrofy. Wręcz przeciwnie, dobry pracodawca powinien korzystać z mocnych stron pracowników różnych pokoleń. Połączenie bezpośredniości i innowacyjności „zetek” z doświadczeniem i opanowaniem starszych kolegów może dać firmie bardzo dobre rezultaty.